poniedziałek, 21 września 2015

Rozdział 6

   Mój mózg zalewają czarne myśli. Rozpływają się po nim, zamieniając go w ołów. Moja głowa jest ciężka. Leży na poduszce, a ja nawet nie mam siły jej podnieść, żeby sięgnąć po chusteczkę. Twarz mam całą zalaną łzami. Poduszka jest już przemoczona, a leżę dopiero chwilę.
   W moich myślach ciągle pojawia się jego twarz. Jego słowa. Wszystko to przypomina mi sypanie soli na rany. Staram się myśleć, że to tylko sen. Ale to nie prawda. Ta myśl jest nie do zniesienia. Czuję się źle sama ze sobą. Czuję się brudna.
   Biegnę do łazienki. Zrzucam piżamę i odkręcam gorącą wodę. Drapię ciało gąbką, ścierając kolejną warstwę naskórka. Nawet nie czuję bólu. Czerwona skóra oblana gorącą wodą powinna piec, a jednak nic nie czuję. Wydaje mi się, że od tamtej chwili jestem w bańce. Wszystko dociera do mnie jak przez błonę. Słowa dochodzą z opóźnieniem, nie czuję dotyku. Moje ciało jest zmęczone, ale umysł pracuje na najwyższych obrotach. Próbuję nad tym zapanować, ale to nie pomaga. Ciepła woda daje chwilę wytchnienia. Od dziecka tak miałam. Płynąca woda pozwalała odpłynąć moim myślom, całemu stresowi, który kumulował się w ciągu dnia. Po dwudziestu minutach stania pod prysznicem, postanawiam wyjść. Otulam ciało miękkim ręcznikiem. Siadam na podłodze, otulam nogi rękoma i opieram głowę na kolanach. Co ja teraz zrobię? Wszyscy w szkole będą się na mnie patrzeć, powtarzać, że mogę na nich liczyć itd. Chcę porozmawiać z jedyną osobą, której bezgranicznie ufam, z Amandą. Mimo złych wspomnień zalewających ponownie moją głowę, zamykam oczy i bez większego problemu zasypiam na łazienkowym dywaniku.
   Przez kolejnych kilka dni moje życie toczy się w następujący sposób: wstaję, idę do szkoły, opuściłam tylko jeden dzień, nie chciałam bezczynnie siedzieć w domu, to jeszcze gorsze niż słuchanie "współczujących" znajomych z klasy, potem wracam do domu, jem obiad i zamykam się w pokoju, czasem rozmawiam z Robertem, czasem nie. Tylko on rozmawia ze mną o rzeczach normalnych, typu z czym chcę kanapkę, albo jaki wolę obejrzeć film. Mam wspaniałego brata, przy nim nie mam czasu myśleć, o tym, o czym myślę niemal dwadzieścia cztery godziny na dobę.
   Myślałam o samobójstwie. Ale nawet na to nie mam siły. Żal mi taty i brata. Żal mi nawet siebie. W plątaninie czarnych sznureczków, znalazło się kilka jasnych. Rodzina. Amanda. Marzenia, o wyrwaniu się z tego bagna. One zwyciężają i mam nadzieję, że nie przegrają
  -Magda. Otwórz drzwi. Chcę siku! Madzia! No weź, nie tamuj ruchu!- krzyczy Robert.
  -Co jest?- pyta tata zza drzwi łazienki.
   Leżę na dywaniku. Wymiotowałam dzisiaj kilka razy. Nie ma nawet siły wypłukać ust. Wstaję i otwieram drzwi.
  -Już wolne- mówię.
   Tata i Robert patrzą na mnie szeroko otwartymi oczami. Po schodach wchodzi Anna i aż staje, gdy mnie widzi.
  -Co jest? Dobrze się czujesz?- pyta Anna, jakby nie widziała jak wyglądam.- Bo wyglądasz jakbyś zabalowała- a jednak nie zapomniała mi dopiec, wie przecież, jak reaguję na wszystkie kluby i imprezy od tamtego feralnego dnia.
  -Nie czuję się zbyt dobrze- mówię.- Wymiotowałam. Idę się położyć.
  -Jasne córcia. Jakbyś czegoś potrzebowała, to mów- powiedział tata i cmoknął mnie w czoło.
  Położyłam się w łóżku i włączyłam telewizję. Skakałam po kanałach, aż w pewnym momencie do mojego pokoju wszedł Robert ze śniadaniem. Podał mi tacę i usiadł na fotelu. Zaczęliśmy rozmawiać o jakiś głupotach, gdy nagle poczułam coś w przełyku. Wyskoczyłam z łóżka i jakimś cudem zdążyłam do łazienki. Wszystko co zjadłam, opuściło moje ciało. Brat przytrzymał mi włosy. Po wszystkim podał szklankę wody. Tata zawiózł mnie do lekarza. Akurat była sobota, więc w poczekalni zebrały się chyba wszystkie babcie z całego miasta i kilka mam z dziećmi, ponieważ dzisiaj pediatra miał wolne. Dzieci napawały mnie strachem i entuzjazmem. Niby dwa różne odczucia, a jednak tak sobie bliskie. Gdy po ponad czterech godzinach czekania nastała moja kolej, weszłam do gabinetu pani doktor Rakowskiej. Bardzo przyjemna lekarka. Przez chwilę przestałam się dziwić starszym paniom, że przychodzą tutaj tylko po to, aby z nią porozmawiać. Pani Rakowska mnie bada, naciska na brzuch, sprawdza gardło.
  -Zlecę pani badanie krwi- mówi p. doktor.- Proszę przejść do gabinetu 204. Nie sądzę, aby była pani chora. Może to być choroba żołądkowa, po prostu trzeba to przeżyć. Jak będzie pani miała wyniki badań, proszę do mnie przyjść, wpuszczę panią bez kolejki- mówi i posyła mi uśmiech. 
  -Dobrze- odpowiadam.- Do zobaczenia.
   Docieram pod gabinet 204. Tutaj czekam tylko kilka minut. Badanie jest krótkie. Po pół godzinie stawiam się u pani Rakowskiej. Podaję jej wyniki badań.
  -Tak, jak myślałam. Jest pani w ciąży pani Magdo.
   W tym momencie oczy wręcz wyskakują mi z orbit. Mam otwarte usta. W głowie jest mętlik. Ja! W ciąży?! To niedorzeczne! Jak to?
  -Ale to nie możliwe.
  -Jeśli mi pani nie wierzy, mogę skierować panić na badania u ginekologa.
  -To znaczy. Ja tylko raz. I to jeszcze. Byłam...- ciężko mi to powiedzieć- byłam zgwałcona.
   Pani doktor wydaje się być ogromnie zdziwiona.
  -Bardzo mi przykro pani Magdo, ale to prawda. Czy zgłosiła to pani na policji?
  -Tak. Przepraszam, ale chyba już muszę iść. Do widzenia.
   Jestem w ciąży myślę i mimowolnie dotykam brzucha. Naciągam koszulkę, ale nie widzę żadnego uwypuklenia. Stoję na dworze i nie wiem co mam zrobić, gdzie pójść. Teraz tylko jedno jest pewne. Będę mieć dziecko. Reszta jest niewiadoma.
        

piątek, 4 września 2015

Rozdział 5

   Gdy rano schodzę na dół przy stole siedzi mój wujek Stefan i popija kawę, czytając gazetę. Spojrzał na mnie i się uśmiechnął.
  -Cześć Magda- powiedział.- W końcu mogę poczytać coś po polsku i napić się zwykłej, dobrej kawy. Nawet nie wiesz, jakie to miłe.
  -Hej- odpowiadam.- Jednak Polska jest lepsza od Anglii?
  -Gdyby nie to, że mam dobrą pracę, wróciłbym tu parę lat temu- wzdycha.- A tak w ogóle to jak zamierzasz spędzić osiemnastkę?
  -Urodziny miałam wczoraj- mówię trochę zdziwiona.- O co chodzi?
  Wujek się uśmiechnął. Tata właśnie wszedł zaspany do salonu.
  -Wczoraj miałaś urodziny oficjalne. Teraz czas na zabawę. Przecież wiem, że ze starymi prykami się nie wybawiłaś- mówi z uśmiechem na ustach.
  Muszę się chwilę zastanowić o co mu chodzi. Mój mózg nie działa najlepiej przez pierwsze trzydzieści minut po przebudzeniu. Czy on chce mnie wysłać na imprezę? Mnie? Na? Imprezę? Hahaha, dobre sobie.
  -Wujku, jeśli chodzi o pójście na im...
  -Tak, chodzi o pójście na imprezę- przerywa mi.- Wiem, że nie mogłaś tego robić, ale jesteś pełnoletnia i możesz robić co chcesz.
  -Rozerwij się- mówi tato.
  -Ale...- zaczynam i nie wiem jak skończyć.- Nie mam w co się ubrać.
  Uznaję, że rozmowa o ciuchach ich zniechęci. Ale wujek tylko wzdycha i zanim zdążę się obejrzeć podaje mi pieniądze.
  -To dalsza część prezentu. Wczoraj nie miałem jak wypłacić- mówi.- Teraz dzwoń do Amandy i lećcie na zakupy. Dziś sobota zaszalejcie!
  -Nie masz nic przeciwko- pytam taty.
  -Wujek ma rację. Idź  dobrze się baw- mówi z uśmiechem.- Dzisiaj wraca Anna.
  No to koniec sielanki.
  -O której przyjedzie?
  -Za jakieś pół godziny- mówi, patrząc na zegarek.- Mówiła, że ma dla ciebie jakiś drobny upominek.
  -Miło mi- mówię, z wymuszonym uśmiechem.- Idę wziąć prysznic.
  Jeszcze przed prysznicem zadzwoniłam do Amandy, która wydarła się na całe gardło, jak się cieszy. Ona miała osiemnastkę ponad trzy miesiące temu, więc zaliczyła już parę, no może trochę więcej niż parę imprez.
  Po prysznicu ubrałam się i wysuszyłam włosy. Stanęłam przed lustrem. Przy stu siedemdziesięciu trzech centymetrach wzrostu ważę niecałe sześćdziesiąt kilogramów, więc jestem szczupła. W zasadzie wyszczuplałam dopiero dwa lata temu. Wcześniej może nie byłam gruba, ale do szczupłych zdecydowanie nie należałam. Teraz mam wcięcie w talii i wszystko we właściwym miejscu. Duże ciemnobrązowe, prawie czarne oczy z długimi rzęsami umieszczone są na owalnej twarzy. Moje poliki są jak zawsze zarumienione. Usta są małe, mają odcień bardzo delikatnego różu. Na mojej twarzy można znaleźć kilka piegów, głównie na policzkach i kilka na nosie. No cóż, wśród tłumu ujdzie- myślę.
  Gdy schodzę na dół, Anna już tam jest. Patrzy na mnie i uśmiecha się sztucznie. Podchodzi bliżej.
  -Wszystkiego najlepszego- już sobie wyobrażam, że mówi "wszystkiego najgorszego"- z okazji osiągnięcia pełnoletności- mówi i całuje mnie w polik.
  -Dziękuję- mówię, kiedy wręcza mi małe pudełeczko.- Co to jest?
  -Sprawdź sama- mówi i siada na sofie.
  Otwieram pudełko w którym znajduje się bransoletka. Jest to taki srebrny sznurek. Muszę przyznać, że jest piękna. Prosta, ale cudowna. Pierwszy trafiony prezent od Anny. Dziękuję jej jeszcze raz, zapina bransoletkę na nadgarstku i wychodzę na zakupy. Amanda jak zawsze czeka na mnie przed galerią z parującą na zimnie kawą. Uśmiecha się od ucha do ucha.
  -No to zakupy- prawie piszczy ze szczęścia.
  -No to zakupy- powtarzam próbując włożyć jak najwięcej entuzjazmu w te trzy słowa.
  -Zasada numer jeden- mówi podając mi jedną z kaw- ze mną na zakupach nie ma marudzenia. Powtarzam to już któryś raz z kolei.
  Tylko się uśmiecham. Gdy tylko automatyczne drzwi galerii się otwierają oczy Amandy błyszczą, jak diamenty na wystawie u jubilera. I już ciągnie mnie do pierwszego sklepu. Po ponad czterech godzinach chodzenia po sklepach, siadamy usatysfakcjonowane w KFC. Amanda wybrała dla mnie amarantową spódniczkę, czarny, obcisły top, czarną skórzaną kurtkę, czarne, wiązane obcasy. Sobie kupiła granatową sukienkę, bo uznała, że reszta się znajdzie w szafie. Jemy swój posiłek i zmykamy do domu Amandy. Lubię tam przebywać jest zawsze bardzo milo i rodzinnie.
  Przebieram się w ciuchy na imprezę. Amanda zabroniła mi patrzeć w lustro, dopóki mnie nie pomaluje. Czekam cierpliwie, aż skończy robienie sobie make-up'u i zajmie się mną. Nie trwa to długo, ponieważ moja przyjaciółka ma wprawę w takich rzeczach. Zamykam oczy i tylko czuję jak jej zwinne palce głaszczą moją twarz. Po kilkunastu minutach Amanda oznajmia, że skończyła i mogę zobaczyć się w lustrze.
  Z lustra patrzy na mnie obca dziewczyna. Jej już duże oczy wyglądają na jeszcze większe, ponieważ ma zrobione grube kreski. Cera obcej ma jednolity odcień, tylko poliki nie podlegają tej regule, są ciut zaróżowione, ale trzeba się przyjrzeć, aby to dostrzec. Dziewczyna wygląda na pewną siebie, wie, czego chce w życiu, jest zdecydowana. Tylko ja wiem, że tak na prawdę jest zamknięta w sobie, nikomu nie pozwala przeniknąć przez wszystkie warstwy swojej duszy, że jest zagubiona i nie ma swojego miejsca na ziemi. Tylko mi zdradza te tajemnice. Z szoku aż rozdziawiam usta. To jestem ja! Jak Amanda tego dokonała?
  -Dziękuję- mówię do przyjaciółki, która nawiasem mówiąc wygląda olśniewająco.
  -Tylko z tego szczęścia się nie popłacz, bo drugi raz nie narysuję ci tak równych kresek- wskazuje palce na moje oczy i się uśmiecha.
  Przytulam ją. Jeden z pierwszych razy ja to inicjuję. Czuję, że Amanda się uśmiecha.
  -Nie ma za co- szepcze w moje włosy.
  Na imprezie nie jest tak źle, jak myślałam. Potrafię się bawić! Odkrycie warte Nobla. Kilkoro chłopaków zaprosiło mnie do tańca, a kilku ciągle się na mnie gapi. Wypijam drinka z Amandą i idziemy bawić się dalej. Nie sądziłam, że będzie tak fajnie. Dopiero teraz czuję, że żyję. Chwilę przed wyjściem z klubu myślę, że muszę powtarzać to częściej. Amanda zostaje dłużej, więc wracam sama. Po kilku minutach podjeżdża do mnie samochód. Uchyla się szyba.
  -Ile bierzesz za noc?- pyta gość z samochodu, ma jakieś trzydzieści pięć lat i jak wskazuje rejestracja jest z Krakowa.
  -Nic, nie mam ochoty z Panem rozmawiać-- mówię ostro.
  -Nie musisz rozmawiać- mówi, śmiejąc się z mojego tonu.
  -Proszę odjechać bo zadzwonię po policję!- krzyczę i znowu przyspieszam, ale on znów przyspiesza autem.- Proszę zostawić mnie w spokoju!
  -Nie będziesz mi mówić co mam robić- mówi i przyspiesza, żeby zatarasować mi drogę.- Wsiadaj.
  -Nie- mówię i próbuję uciec, przeklinając w duchu obcasy.
  -Poje***e dz***i! Jeszcze myślą, że będę za nimi biegać- mówi i w tym samym momencie łapie za mój nadgarstek.
  Próbuję się wyszarpać, ale już trzyma mnie w pasie i ciągnie do samochodu. Nie mam szans, próbuję go kopnąć, ale zablokował mi nogi. A ręce trzyma w żelaznym uścisku. Wiercę się ale to nic nie daje. Jego auto stoi w bocznej uliczce, więc moje krzyki też nie pomagają. Rozszarpał mi rajstopy i... To bolało, coś, co powinno dawać radość i szczęście, dało mi kolejny powód do smutku. Po wszystkim wyrzucił mnie z samochodu, zostałam zgwałcona. Czuję się, jakby ktoś zabił kolejną część mnie i teraz nic już nie pozostało. Po mojej głowie plączą się czarne myśli. Ale jedyną rozsądną jest pójść na komisariat. Całe szczęście zrobiłam zdjęcie telefonem numerów rejestracyjnych. Mija jakaś godzina, kiedy w końcu potrafię się zebrać, żeby wstać. Pewnie sama bym się nie odważyła, ale jakaś dziewczyna mnie znalazła.
  -Co się stało?-pyta.-Jesteś zdrowa?
  -Tak, jestem zdrowa- mówię szlochając.- Pomożesz mi wstać?
  -Oczywiście- mówi dziewczyna, ma około dwadzieścia siedem lat. 
  -Mogłabyś wskazać mi drogę na komisariat?
  -W tamtą- mówi i pokazuje za siebie- ale nie ma mowy, żebyś poszła tam sama, podjadę z tobą, pal licho pracę.
  -Nie, nie dziękuję- mówię.- Chyba sobie poradzę.
  -Nie ma mowy. Wsiadaj do auta- mimowolnie się krzywię, ale na szczęście ona tego nie zauważa.
  Po kilku minutach jesteśmy na posterunku, dziewczyna pomaga mi wejść. Potem zajmują się mną policjanci.Mam ochotę tylko wziąć milion pryszniców, wyszorować się tak, aby zeszła skóra. Czuję się brudna. Fizycznie i psychicznie. Składam zeznania. Przyjeżdża tata i Robert. Przytulają mnie. Ale ja wszystko czuję, jak przez szybę, niby w tym uczestniczę, ale tego nie czuję. Wiem tylko, że ten dzień zmienił całe moje życie. Że jeszcze ciężej będzie zaufać.
  Gdy wracamy do domu, biegnę pod prysznic. Zużywam cały żel pod prysznic i szampon. Nadal czuję się brudna. Ciągle czuję jego łapy dotykające mojego ciała. Po bardzo długiej kąpieli idę do swojego pokoju. Myślę, że zasnę bez problemu, ale zmęcznie jest tylko złudzeniem.       

czwartek, 27 sierpnia 2015

Rozdział 4

   Idę przez park. Przede mną biegnie mała dziewczynka i często odwraca się do mnie z szerokim uśmiechem. Ktoś trzyma mnie za rękę. Czuję się szczęśliwa. Dziecko podbiega i mnie przytula. Wtedy zauważam coś niepokojącego. Jestem w ciąży!
   Obudziłam się, to znaczy obudził mnie tata i Robert wbiegający do pokoju z szampanem i tortem, śpiewający, a może raczej fałszujący "Sto lat".
   Patrzę na zegarek. Równo dwudziesta czwarta. Postarali się, nie powiem.
   -Dziękuję- mówię i zaczynam płakać ze wzruszenia, a już myślałam, że tego nie potrafię- kocham was.
   -Wszystkiego najlepszego z okazji osiemnastych urodzin, córeczko!- krzyczy tata i całuje mnie w polik, po czym nalewa nam szampana.
   -Sto lat, sis!- mówi mój brat i przytula mnie tak mocno, że aż nie mogę oddychać.
   Wypijamy szampana i zabieram się do krojenia tortu. Mój sen cały czas nie daje mi spokoju, ale na razie staram się nim nie przejmować.
   Podczas jedzenia tortu wspominamy całe moje życie. Osiemnaście lat upływa podczas godzinnej rozmowy. Od porodu, podczas którego, jak się dowiaduję mama wrzeszczała ja szalona, a tata odcinał moją pępowinę, poprzez wszystkie szkoły, wakacje, wycieczki i inne wspaniałe historie opowiedziane z trzech perspektyw. Z naszych perspektyw. Naszej rodziny. Nie ma z nami Anny. Wróci za trzy-cztery dni. I całe szczęście. Przez myśl przemknęło mi zdanie, że pewnie szampan nie doczekałby północy, ale wolę nie mówić tego na głos, tacie było by przykro.
   Około pierwszej tata uznaje, że musi iść się położyć, ponieważ wstaje wcześnie. Na chwilę zostajemy sami z Robertem, który jeszcze raz składa mi życzenia. Chwilę potem zmyka i on twierdząc, że dzisiaj będzie pracowity dzień i puszcza do mnie perskie oko.
   Zostałam sama. Słyszę tylko ciche gryzienie karmy przez Stuarta. Ten dźwięk mnie uspokaja i pozwala na chwilę o niczym nie myśleć. Niestety tylko na chwilę. Zaraz przypomina mi się mój sen i już wiem, że zanim nie rozwiążę zagadki w nim ukrytej, nie da mi spokoju.
   Staram się odtworzyć w głowie twarz mężczyzny, który trzymał mnie za rękę. Jestem pewna, że patrzyłam w jego stronę, ale nie zapamiętałam jak wyglądał. Szkoda. Może już bym wiedziała, jak będzie wyglądał mój mąż, ojciec moich dzieci? Myślę o znaczeniu tego snu i obiecuję sobie, że sprawdzę to, jak tylko obudzę się rano. Nawet nie wiem kiedy zasypiam. Tym razem nic mi się nie śni.
   Wstałam o wpół do ósmej. Od razu sięgnęłam po mój już wysłużony telefon, który, na szczęście, ma wi-fi, aby sprawdzić znaczenie snu. Szczęście. Dziwny okres, zarazem pełen bólu, jak i szczęścia. No cóż, może być, śmieję się sama do siebie.
   Słyszę ciche pukanie do drzwi. Kiedy tylko powiedziałam proszę tata i Robert wparowali do mojego pokoju niosąc dwie tace pięknie pachnącego śniadania. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, jak jestem głodna, dopóki nie poczułam zapach jajecznicy z świeżych bułek. Tato usiadł na bujanym fotelu mamy, a Robert zaczął nakładać nam jajecznicę na talerze, oczywiście zaczynając od solenizantki, czyli ode mnie. Jajka były zrobione tak, jak lubię najbardziej, to znaczy nie do końca ścięte żółtko i do tego świeży szczypiorek. Jedliśmy i rozmawialiśmy, co jakiś czas popijając świeżo wyciśnięty sok z pomarańczy w wysokich szklankach. Mężczyźni dają mi chwilę dla siebie i mówią, że za czterdzieści pięć minut mam zejść na dół.
   Zapalam świeczki w łazience i wchodzę do wanny wypełnionej gorącą wodą. W całej łazience unosi się zapach lawendy, olejki eteryczne dodane do wody zawsze dodają kąpieli wyjątkowości. Piany jest tyle, że zaczynam się nią bawić jak w dzieciństwie. Biorę ją na ręce i zdmuchuję. Po pół godzinie uznaję, że już czas wyjść i się wysuszyć. Owijam się miękkim, beżowym ręcznikiem i zaczynam suszy włosy. Potem idę do mojego pokoju ubrać się i zrobić make-up. Normalnie się nie maluję, ale dzisiaj jest moja osiemnastka, więc mogę zrobić wyjątek. Zakładam białą, koronkową sukienkę z trzy czwartymi rękawami i czarne szpilki. Nie maluję się zbyt mocno, tylko kredka na powieki, aby oczy wydawały się większe i naturalny błyszczyk na usta. Mija dokładnie czterdziesta piąta minuta. Schodzę na dół nie wiedząc na co mam się przygotować.
   Jest tam cała moja rodzina. Babcia. Babcia i dziadek, który przyjechali aż z Gdańska. Gdy na nich patrzę przypominają mi się wakacje. Amanda i Staś, jej sześcioletni brat. Ciocia Iga, wujek Jarek i trójka ich szkrabów, Emilka, Gabryś i Lenka. Wujek Stefan, który przyleciał z Anglii. Ciocia Karolina z Adamem. Wszyscy tak mi bliscy są w jednym miejscu, to niesamowite. Każdy przepycha się do mnie składając życzenia i buziaki na polikach, dając kwiaty i prezenty, przytulając. Kiedy już każdy wykorzysta swoje pięć minut sam na sam ze mną oddala się w jakiś cichy kąt. Po życzeniach przenoszę się do salonu w którym stoi wielki tort w jak mniemam moim ulubionym smaku. Po odkrojeniu pierwszego kawałka już widzę, że tata i brat nie zawiedli na tym punkcie. Tort jest śmietankowo- karmelowy.
   Śmiejemy się i rozmawiamy. Jemy obiad, który nawiasem mówiąc jest świetny i dalej rozmawiamy. Jest cudownie. Nie sądziłam, że jeszcze kiedyś się tak spotkamy. Tak rodzinnie. U nas. Nigdy nie zapraszamy dużo gości, bo to przecież tylko "dodatkowe zarazki i brudy". Ale dziś się spotkaliśmy. I każdy jest szczęśliwy.
   Rozpakowałam prezenty. Od taty dostałam nowy telefon, co było na prawdę trafionym prezentem, bo stary już się sypał. Robert kupił mi zestaw olejków eterycznych w pięknym opakowaniu, parę świeczek, ręcznik z wyszytą w rogu datą urodzenia i bardzo miękki kocyk, o którym marzyłam, a zawsze szkoda było mi pieniędzy. Od babci otrzymałam szkatułkę, którą jak ją się otworzy zaczyna lecieć "Dla Elizy" Beethovena do której tańczy pięknie ozdobiona baletnica. Od dziadków, wujka Stefana, Cioci Karoliny, Adama oraz cioci Igi i wujka Jarka z maluchami dostałam aparat fotograficzny. Canon 60D. Czyli wszyscy wierzą w moje fotograficzne uzdolnienia, to bardzo miłe, dzięki nim będę miała jak się rozwijać. Od Amandy dostałam lampkę z grawerem, na której było napisane "W dniu osiemnastych urodzin, życzę Ci spełnienia wszystkich marzeń, Amanda", książki "Bóg nigdy nie mruga" oraz "Jesteś cudem" z osobistą dedykacją i cytatem w każdej z nich i jeszcze kupon na dowolnie wybrany film dla dwóch osób. Od dzieciaków dostałam kartki i laurki, a od trzy letniej Lenki kamyczek w kształcie serca. O wszystkich prezentach marzyłam od dawna. Moja rodzina mnie zna i wiedzieli, czego potrzebuję, za to ich kocham.
   Po całym dniu położyłam się spać i myślałam tylko o tym, jak kocham swoją rodzinę i Amandę.              

środa, 12 sierpnia 2015

Rozdział 3

   Nic nie odpowiedział. Postanowiłam dalej nie pytać, jeśli będzie chciał, to sam mi powie.
   Gdy rano zeszliśmy przygotować śniadanie, tata już siedział przy stole i czytał gazetę. Stół był nakryty. Wow.
   -Cześć dzieciaki! Co słychać? Nie mówcie, że nic, nie było mnie dwa tygodnie, coś fajnego musiało się wydarzyć- powiedział i uśmiechnął się do nas szeroko.
   Nie było go dwa tygodnie? Myślałam, że dwa miesiące. I nic ciekawego się nie wydarzyło, poza tym, że twoja żona nazwała mnie dz***ą. Tsa, łatwo pomyśleć, trudno powiedzieć. Za bardzo by go to bolało.
   -Hej- odpowiedzieliśmy równo z Robertem.- Jakoś leci- dodałam i odwzajemniłam uśmiech.
   Poszłam wstawić wodę na herbatę, a Robert w tym czasie zaczął rozmawiać z tatą o jakiś głupotach. Zastanawiałam się tylko gdzie jest Anna. Nie było jej w łazience, salonie, ani tu w kuchni. Może jeszcze śpi? Zawsze wstawała wcześnie rano. Postanowiłam zapytać o to tatę. Zaparzyłam herbatę i zaniosłam ją do jadalni.
   -Tato, gdzie jest Anna?- zapytałam.
   -Pojechała do swojej mamy do Wrocławia- powiedział i od razu zmienił temat.- Może poszlibyśmy dzisiaj do kina?
   -Super- powiedział Robert, przeżuwając kanapkę z serem.
   -Tato, nie zmieniaj tematu. Pokłóciliście się?- spytałam.
   -Taka mała sprzeczka- machnął ręką.- Zdarza się nawet w najlepszych małżeństwach.
   -To na co idziemy?- zapytał Robert.
   -Zostawiam wam wolną wolę- powiedziałam i uśmiechnęłam się.
   -Dobra synek- powiedział tata- wybieraj.
   -Słyszałem, że wszedł niedawno do kin fajny horror. Pasuje wam?- zapytał mój brat.
   -Jasne- odpowiedziałam.
  -Jeśli nie ma nic innego- powiedział tata i uśmiechnął się do Roberta.
  -No to horror- ucieszył się mój brat.
  Zjedliśmy śniadanie nie odzywając się do siebie. Nikt nie wiedział, co ma powiedzieć.
  -Dziękuję- powiedział Robert i złożył sztućce na talerzu.
  -Na zdrowie- odpowiedzieliśmy z tatą.
  -Może pójdę wziąć prysznic- powiedział i już go nie było.
  -Magda- zaczął ostrożnie tata- musimy porozmawiać na pewien temat.
  Przełknęłam gryz kanapki. I zaczęłam się denerwować. I to bardzo mocno. On zawsze jej wierzył.
  -Tak, wiem.
  -Czy to prawda, no wiesz, to co mówi Anna?
  -Nie- powiedziałam ostro- ona zawsze coś wymyśla, a ty jej zawsze wierzysz.
  -Wiem, że nie traktowałem cię dobrze przez ostatni czas, teraz chcę to nadrobić. Może ty przedstawisz mi swoją wersję?
  Pierwszy raz spytał o moją wersję. Miałam tak szeroko otwarte oczy, że myślałam, że zaraz mi wypadną.
  -Pierwszy raz pytasz o moją wersję- powiedziałam z niedowierzaniem.
  -Wiem, że popełniłem wiele błędów. A to był jeden z nich. Więc, jak było?
  -Rano jak wstałam Anny nie było w domu. Byłam umówiona z Amandą po lekcjach, żeby uczyć się do testu. Nie miałam jak o tym powiedzieć Annie, więc zostawiłam jej kartkę na lodówce. Wróciłam ok. dwudziestej do domu i poszłam do siebie. Wtedy usłyszałam jak woła mnie z dołu i dowiedziałam się o rzeczach, których nigdy nie robiłam.
  Im dłużej mówiłam, tym bardziej wyraz twarzy taty się zmieniał. Najpierw nie wierzył, potem była chwila zawahania, a na końcu chyba porównywanie obu wersji.   
  -Anna mówiła mi zupełnie co innego- powiedział i spojrzał mi prosto w oczy.- W waszych wersjach zgadza się jedynie to, że Anny rano nie było w domu.
  -Tato nigdy nawet nie była na dyskotece, czy imprezie. Jedyną osobą z którą mogę się spotykać jest Amanda. Anna zabrania nam przyjaźnić się z więcej niż jedną osobą. Nawet nie mogę zaprosić Amandy do siebie! Pewnie spytasz, dlaczego? Dlatego, że gdy wracam ze szkoły muszę znosić upitą macochę, która czepia się mnie o wszystko i wymyśla jakieś niestworzone historie o mnie, żeby się wybielić. Dlatego, że muszę pozmywać kupę naczyń i odkurzyć podłogi. Dlatego, że wstydzę się Anny.
  Zaczęłam płakać. Emocje wzięły górę. Nie chciałam tego robić. Nie chciałam pokazywać, że jestem słaba, ale widocznie jestem. Może ona jednak czasem ma rację?
  Tata podszedł do mnie i przytulił do siebie.
  -Nikt cię nie skrzywdzi- szepnął mi do ucha.

środa, 29 lipca 2015

Rozdział 2

   -Czy coś się stało?- zapytałam.
   -Ty się jeszcze pytasz!?
   Stałam i nie wiedziałam co mam powiedzieć, czy przepraszać, czy nie. Czułam jak moje ramiona zwieszają się coraz niżej, jak serce przyspiesza z każdą sekundą. Nigdy nie wiadomo jak człowiek zareaguje po alkoholu. A na pewno była pod wpływem. Na stoliku kawowym stały dwie puste butelki po winie.
   -Nie masz mi nic do powiedzenia?- zapytała Anna ciut łagodniejszym, trochę bełkotliwym tonem.
   -Nie wiem na jaki temat mam się wypowiedzieć- odpowiedziałam.
   -Może na ten dotyczący puszczania się!?- wrzasnęła.
   -Co?!
   Czego? O co w tym wszystkim chodzi? Co ona sobie znowu ubzdurała?
   -Widziałam Cię w pubie trzy godziny temu! Wychodziłaś z jakimś chłopakiem za rękę, dzi**o!
   -Nigdy nie uprawiałam seksu! A przez twoje głupie reguły nawet nie miałam chłopaka. Musiałaś mnie z kimś pomylić. To nie byłam ja. Cały wieczór siedziałam u Amandy i uczyłyśmy się na test z fizyki. A zaraz. Jak to, niby widziałaś mnie w barze, a ojcu mówiłaś, że cały wieczór spędzisz przy garnkach, żeby przygotować obiad na jutro?
   -Nie wtrącaj się gówniaro! To sprawa między mną, a twoim ojcem. A tak w ogóle to on już o wszystkim wie!
   -O tym, że byłaś w jakimś barze też?
   -Zamknij się! Bo dostaniesz kolejny szlaban! Może tym razem na spotkania z tą idiotką. Jak ona miała na imię? Amanda, prawda? No właśnie, ojciec umówił ci wizytę u ginekologa. Ma nadzieję, że nic nie wykaże, ale oby dwie wiem, że dziewicą nie jesteś.
   -Jak możesz tak mówić? Obrażasz mnie, bo co? Bo ci się nudzi?Ojciec zapisał mnie do ginekologa? Bardzo dobrze! Może to mu uświadomi jaką jesteś osobą! A przy okazji, jeśli jeszcze się nie domyślił, gdzie byłaś, skoro widziałaś nie w pubie to chyba ułatwię mu zadanie. I Amanda nie jest idiotką! Dobranoc.
   -Koszmarów! Gruba su*o!
   Pobiegłam do swojego pokoju. Jak ojciec mógł w ogóle pomyśleć, że TO robiłam. Leżałam skulona na łóżku i obejmowałam kolana rękoma. Łzy płynęły po mojej twarzy jak dwa górskie strumienie. Czułam się, jakby ktoś wypompował ze mnie życie. Do głowy cisnęło mi się mnóstwo pytań. Ale to najczęściej nawijające się brzmiało: dlaczego tata za nią wyszedł? Poradzilibyśmy sobie sami. Musielibyśmy sobie poradzić.
   Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Czułam jak gardło mi zasycha. Zapyałam tylko słabym głosem.  
   -Kto tam?
   -To ja- cichutko szepnął mój brat.
   -Wejdź- odpowiedziałam już normalnym głosem.
   Gdy otwierał drzwi do mojego pokoju wpadło światło latarni oświetlającej ulicę. Trwało to chwilę, ale w jej trakcie zdążyłam zauważyć wyraz twarzy mojego brata. Był zatroskany i rozdarty.
   -Coś się stało?- zapytałam.
   -Ty mnie o to pytasz? Wyglądasz jak kupa nieszczęścia- odpowiedział, a w jego głosie wyczułam smutek.
   -I tak się czuję- odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
   -Magda? Mogę zadać ci kilka pytań? Wiem, że masz dosyć po tej wymianie zdań z Anną, ale ja nie wiem w co mam wierzyć.
   -Jasne, że możesz. Zawsze mogłeś, możesz i będziesz mógł pytać mnie o wszystko na co tylko wpadniesz.
   -Dobra dzięki- powiedział i delikatnie się uśmiechnął.- To tak najpierw wiem, że mam szesnaście lat i w ogóle, ale mogę położyć się teraz obok ciebie?
   -Jasne- odpowiedziałam i odwzajemniłam uśmiech.
   Przy moim bracie zawsze czułam się tak swobodnie. Tylko on potrafił całkowicie mnie rozśmieszyć. Zawsze był niezwykle dorosły i odpowiedzialny. I jako jedyny mi pomagał, niczego nie oczekując. Położył się tak, że leżeliśmy twarzami skierowanymi w swoją stronę.
   -Ok. Sorry, że pytam cię o takie rzeczy. Ale czy ty, ehh, czy ty serio się, no wiesz, czy ty uprawiałaś kiedyś seks?
   -Oczywiście, że nie! Czy ty na prawdę uwierzyłeś tej idiotce? Jak mogłeś?
   Nie wierzyłam, że mój własny brat mnie zdradził.
   -Wiedziałem, tylko chciałem się upewnić. Wiesz ona tak dokładnie wszystko ojcu tłumaczyła, że bałem się, że to kłamstwo może okazać się prawdą. Proszę, nie wściekaj się, zrozum, chciałem się upewnić, jesteś już prawie pełnoletnia, może chciałaś spróbować nowej rzeczy. Ale nie ważne, cieszę, się, że tego nie zrobiłaś. Mielibyśmy jeszcze bardziej przesrane niż teraz. A jak myślisz jak ojciec się o tym dowie to co zrobi?
   -Pewnie nic. Przecież Anna zawsze może się pomylić- powiedziałam i wywróciłam oczami tak mocno, że aż mnie to zabolało.
   Mój brat parsknął śmiechem. Warto czasami to usłyszeć, cały stres z człowieka ulatuje.
   -Mam jeszcze jedno pytanie. Mogę spać u ciebie? Chociaż na podłodze, proszę. Ten pokój mnie uspokaja. Czuję, jakby nadal siedziała tu mama i czytała nam bajki z bujanego fotela. Proszę, pozwól mi tu nocować.
   -Jasne, że możesz. Zapasowa kołdra jest pod łóżkiem, a jakieś koce w szafie, poduszki możesz wziąć ode mnie i tak zawsze śpię na jednej.
   -Dzięki- powiedział po czym wstał z mojego łóżka.
   Krzątał się po pokoju szykując sobie posłanie. Anna nie czepiała się tego, że spaliśmy w swoich pokojach. Przynajmniej od czasu kiedy tata wytłumaczył jej, że to jedyna rzecz, której nie ma się czepiać. Od śmierci mamy często wędrowaliśmy do swoich pokojów, szczególnie Robert do mojego. Tutaj zawsze czuliśmy wręcz namacalną obecność naszej mamy. I zawsze czuliśmy się lepiej będąc razem.
   Robert skończył swoją krzątaninę i położył się na stercie koców ułożonych przy nogach mojego łóżka.
   -Mogę teraz ja zapytać cię o jedną rzecz?- zapytałam.
   -Jasne- odpowiedział Robert.
   -Dlaczego Anna drze twoje komiksy i dlaczego zawsze wtedy płaczesz? Znam cię i wiem,że nie chodzi tylko o te kilka kartek- zamilkłam i wręcz usłyszałam jak mój brat cały zastyga ze strachu.

środa, 22 lipca 2015

Rozdział 1

- Wszystko się ułoży- powiedziała Amanda- musisz tylko w to uwierzyć.
   Amanda była niepoprawną optymistką. Czasami nie dawało się z nią wytrzymać. Uśmiech jakby nie schodził jej z twarzy. Kiedyś zastanawiałam się, czy jak śpi też się uśmiecha, ale nie, nie uśmiecha się przez sen. I to był chyba jedyny czas kiedy nie ma kącików ust wykrzywionych do góry.
- Oczywiście- powiedziałam i szybko zamknęłam drzwi do jej domu, aby nie zaczęła mnie pocieszać.
   Teraz miałam 15 minut, aby po raz kolejny zastanowić się nad swoim życiem. A więc za 23 dni skończę 18 lat. Za kilka miesięcy zacznę studia w Warszawie i już nic mnie nie będzie obchodzić. No może nie nic. Będę interesować się bratem, później zamieszka ze mną. Ojciec będzie sam ze swoją wspaniałą żoną. Zasłużył na to. Gdy nie będzie mogła wyżyć się na mnie będzie przelewać swą złość na ojca. Nie to, że nie będzie mi go żal. Ale to przez niego 4 lata wysłuchiwałam wyzwisk, musiałam sprzątać cały dom i gotować, nie mogłam spotykać się ze znajomymi. Ojciec ożenił się z Anną rok po śmierci mamy. Na początku była miła, pomagała nam w lekcjach, szykowała drugie śniadanie. Ale gdy ojciec zaczął wyjeżdżać służbowo zaczął się koszmar. Anna zaczęła mną rządzić. Rozkazywała mi abym wykonywała jej obowiązki. Gdy tata wrócił pożaliłam mu się, ale uznał, że trochę dyscypliny mi się przyda i że Anna nie zrobi mi nic złego. Fizycznie może nie, ale psychicznie... W mojej głowie jest jedno wielkie bagno. Już dochodziłam do domu i wolałam nie myśleć co tam spotkam. Może dzisiaj zapłakanego brata, któremu Anna znowu podarła wszystkie kupione komiksy? A może rozbitą butelkę po winie, ponieważ dziennikarz w telewizji ma inne zdanie na jakiś temat niż ona? Jeśli tak szybko sprzątnę i zaszyję się w swoim pokoju. Tam czeka jedyna istota na świecie, która nie zacznie gadać o byle czym, żeby mnie uspokoić. Weszłam do domu. Wszystko było w normie, więc postanowiłam od razu zniknąć w pokoju. Stuart jak zawsze spał w swoim ulubionym hamaczku i tylko zwisał mu ogon. Gdy tylko podeszłam do klatki obudził się i wskoczył mi na rękę.
- Magda!- i nagle stanęłam jak wryta. Anna była wkurzona i tylko czekała, żeby znowu wyzwać mnie od s*k i k***w, odłożyłam szczura do klatki i zaszłam na dół szykując się na piekło...