poniedziałek, 21 września 2015

Rozdział 6

   Mój mózg zalewają czarne myśli. Rozpływają się po nim, zamieniając go w ołów. Moja głowa jest ciężka. Leży na poduszce, a ja nawet nie mam siły jej podnieść, żeby sięgnąć po chusteczkę. Twarz mam całą zalaną łzami. Poduszka jest już przemoczona, a leżę dopiero chwilę.
   W moich myślach ciągle pojawia się jego twarz. Jego słowa. Wszystko to przypomina mi sypanie soli na rany. Staram się myśleć, że to tylko sen. Ale to nie prawda. Ta myśl jest nie do zniesienia. Czuję się źle sama ze sobą. Czuję się brudna.
   Biegnę do łazienki. Zrzucam piżamę i odkręcam gorącą wodę. Drapię ciało gąbką, ścierając kolejną warstwę naskórka. Nawet nie czuję bólu. Czerwona skóra oblana gorącą wodą powinna piec, a jednak nic nie czuję. Wydaje mi się, że od tamtej chwili jestem w bańce. Wszystko dociera do mnie jak przez błonę. Słowa dochodzą z opóźnieniem, nie czuję dotyku. Moje ciało jest zmęczone, ale umysł pracuje na najwyższych obrotach. Próbuję nad tym zapanować, ale to nie pomaga. Ciepła woda daje chwilę wytchnienia. Od dziecka tak miałam. Płynąca woda pozwalała odpłynąć moim myślom, całemu stresowi, który kumulował się w ciągu dnia. Po dwudziestu minutach stania pod prysznicem, postanawiam wyjść. Otulam ciało miękkim ręcznikiem. Siadam na podłodze, otulam nogi rękoma i opieram głowę na kolanach. Co ja teraz zrobię? Wszyscy w szkole będą się na mnie patrzeć, powtarzać, że mogę na nich liczyć itd. Chcę porozmawiać z jedyną osobą, której bezgranicznie ufam, z Amandą. Mimo złych wspomnień zalewających ponownie moją głowę, zamykam oczy i bez większego problemu zasypiam na łazienkowym dywaniku.
   Przez kolejnych kilka dni moje życie toczy się w następujący sposób: wstaję, idę do szkoły, opuściłam tylko jeden dzień, nie chciałam bezczynnie siedzieć w domu, to jeszcze gorsze niż słuchanie "współczujących" znajomych z klasy, potem wracam do domu, jem obiad i zamykam się w pokoju, czasem rozmawiam z Robertem, czasem nie. Tylko on rozmawia ze mną o rzeczach normalnych, typu z czym chcę kanapkę, albo jaki wolę obejrzeć film. Mam wspaniałego brata, przy nim nie mam czasu myśleć, o tym, o czym myślę niemal dwadzieścia cztery godziny na dobę.
   Myślałam o samobójstwie. Ale nawet na to nie mam siły. Żal mi taty i brata. Żal mi nawet siebie. W plątaninie czarnych sznureczków, znalazło się kilka jasnych. Rodzina. Amanda. Marzenia, o wyrwaniu się z tego bagna. One zwyciężają i mam nadzieję, że nie przegrają
  -Magda. Otwórz drzwi. Chcę siku! Madzia! No weź, nie tamuj ruchu!- krzyczy Robert.
  -Co jest?- pyta tata zza drzwi łazienki.
   Leżę na dywaniku. Wymiotowałam dzisiaj kilka razy. Nie ma nawet siły wypłukać ust. Wstaję i otwieram drzwi.
  -Już wolne- mówię.
   Tata i Robert patrzą na mnie szeroko otwartymi oczami. Po schodach wchodzi Anna i aż staje, gdy mnie widzi.
  -Co jest? Dobrze się czujesz?- pyta Anna, jakby nie widziała jak wyglądam.- Bo wyglądasz jakbyś zabalowała- a jednak nie zapomniała mi dopiec, wie przecież, jak reaguję na wszystkie kluby i imprezy od tamtego feralnego dnia.
  -Nie czuję się zbyt dobrze- mówię.- Wymiotowałam. Idę się położyć.
  -Jasne córcia. Jakbyś czegoś potrzebowała, to mów- powiedział tata i cmoknął mnie w czoło.
  Położyłam się w łóżku i włączyłam telewizję. Skakałam po kanałach, aż w pewnym momencie do mojego pokoju wszedł Robert ze śniadaniem. Podał mi tacę i usiadł na fotelu. Zaczęliśmy rozmawiać o jakiś głupotach, gdy nagle poczułam coś w przełyku. Wyskoczyłam z łóżka i jakimś cudem zdążyłam do łazienki. Wszystko co zjadłam, opuściło moje ciało. Brat przytrzymał mi włosy. Po wszystkim podał szklankę wody. Tata zawiózł mnie do lekarza. Akurat była sobota, więc w poczekalni zebrały się chyba wszystkie babcie z całego miasta i kilka mam z dziećmi, ponieważ dzisiaj pediatra miał wolne. Dzieci napawały mnie strachem i entuzjazmem. Niby dwa różne odczucia, a jednak tak sobie bliskie. Gdy po ponad czterech godzinach czekania nastała moja kolej, weszłam do gabinetu pani doktor Rakowskiej. Bardzo przyjemna lekarka. Przez chwilę przestałam się dziwić starszym paniom, że przychodzą tutaj tylko po to, aby z nią porozmawiać. Pani Rakowska mnie bada, naciska na brzuch, sprawdza gardło.
  -Zlecę pani badanie krwi- mówi p. doktor.- Proszę przejść do gabinetu 204. Nie sądzę, aby była pani chora. Może to być choroba żołądkowa, po prostu trzeba to przeżyć. Jak będzie pani miała wyniki badań, proszę do mnie przyjść, wpuszczę panią bez kolejki- mówi i posyła mi uśmiech. 
  -Dobrze- odpowiadam.- Do zobaczenia.
   Docieram pod gabinet 204. Tutaj czekam tylko kilka minut. Badanie jest krótkie. Po pół godzinie stawiam się u pani Rakowskiej. Podaję jej wyniki badań.
  -Tak, jak myślałam. Jest pani w ciąży pani Magdo.
   W tym momencie oczy wręcz wyskakują mi z orbit. Mam otwarte usta. W głowie jest mętlik. Ja! W ciąży?! To niedorzeczne! Jak to?
  -Ale to nie możliwe.
  -Jeśli mi pani nie wierzy, mogę skierować panić na badania u ginekologa.
  -To znaczy. Ja tylko raz. I to jeszcze. Byłam...- ciężko mi to powiedzieć- byłam zgwałcona.
   Pani doktor wydaje się być ogromnie zdziwiona.
  -Bardzo mi przykro pani Magdo, ale to prawda. Czy zgłosiła to pani na policji?
  -Tak. Przepraszam, ale chyba już muszę iść. Do widzenia.
   Jestem w ciąży myślę i mimowolnie dotykam brzucha. Naciągam koszulkę, ale nie widzę żadnego uwypuklenia. Stoję na dworze i nie wiem co mam zrobić, gdzie pójść. Teraz tylko jedno jest pewne. Będę mieć dziecko. Reszta jest niewiadoma.
        

piątek, 4 września 2015

Rozdział 5

   Gdy rano schodzę na dół przy stole siedzi mój wujek Stefan i popija kawę, czytając gazetę. Spojrzał na mnie i się uśmiechnął.
  -Cześć Magda- powiedział.- W końcu mogę poczytać coś po polsku i napić się zwykłej, dobrej kawy. Nawet nie wiesz, jakie to miłe.
  -Hej- odpowiadam.- Jednak Polska jest lepsza od Anglii?
  -Gdyby nie to, że mam dobrą pracę, wróciłbym tu parę lat temu- wzdycha.- A tak w ogóle to jak zamierzasz spędzić osiemnastkę?
  -Urodziny miałam wczoraj- mówię trochę zdziwiona.- O co chodzi?
  Wujek się uśmiechnął. Tata właśnie wszedł zaspany do salonu.
  -Wczoraj miałaś urodziny oficjalne. Teraz czas na zabawę. Przecież wiem, że ze starymi prykami się nie wybawiłaś- mówi z uśmiechem na ustach.
  Muszę się chwilę zastanowić o co mu chodzi. Mój mózg nie działa najlepiej przez pierwsze trzydzieści minut po przebudzeniu. Czy on chce mnie wysłać na imprezę? Mnie? Na? Imprezę? Hahaha, dobre sobie.
  -Wujku, jeśli chodzi o pójście na im...
  -Tak, chodzi o pójście na imprezę- przerywa mi.- Wiem, że nie mogłaś tego robić, ale jesteś pełnoletnia i możesz robić co chcesz.
  -Rozerwij się- mówi tato.
  -Ale...- zaczynam i nie wiem jak skończyć.- Nie mam w co się ubrać.
  Uznaję, że rozmowa o ciuchach ich zniechęci. Ale wujek tylko wzdycha i zanim zdążę się obejrzeć podaje mi pieniądze.
  -To dalsza część prezentu. Wczoraj nie miałem jak wypłacić- mówi.- Teraz dzwoń do Amandy i lećcie na zakupy. Dziś sobota zaszalejcie!
  -Nie masz nic przeciwko- pytam taty.
  -Wujek ma rację. Idź  dobrze się baw- mówi z uśmiechem.- Dzisiaj wraca Anna.
  No to koniec sielanki.
  -O której przyjedzie?
  -Za jakieś pół godziny- mówi, patrząc na zegarek.- Mówiła, że ma dla ciebie jakiś drobny upominek.
  -Miło mi- mówię, z wymuszonym uśmiechem.- Idę wziąć prysznic.
  Jeszcze przed prysznicem zadzwoniłam do Amandy, która wydarła się na całe gardło, jak się cieszy. Ona miała osiemnastkę ponad trzy miesiące temu, więc zaliczyła już parę, no może trochę więcej niż parę imprez.
  Po prysznicu ubrałam się i wysuszyłam włosy. Stanęłam przed lustrem. Przy stu siedemdziesięciu trzech centymetrach wzrostu ważę niecałe sześćdziesiąt kilogramów, więc jestem szczupła. W zasadzie wyszczuplałam dopiero dwa lata temu. Wcześniej może nie byłam gruba, ale do szczupłych zdecydowanie nie należałam. Teraz mam wcięcie w talii i wszystko we właściwym miejscu. Duże ciemnobrązowe, prawie czarne oczy z długimi rzęsami umieszczone są na owalnej twarzy. Moje poliki są jak zawsze zarumienione. Usta są małe, mają odcień bardzo delikatnego różu. Na mojej twarzy można znaleźć kilka piegów, głównie na policzkach i kilka na nosie. No cóż, wśród tłumu ujdzie- myślę.
  Gdy schodzę na dół, Anna już tam jest. Patrzy na mnie i uśmiecha się sztucznie. Podchodzi bliżej.
  -Wszystkiego najlepszego- już sobie wyobrażam, że mówi "wszystkiego najgorszego"- z okazji osiągnięcia pełnoletności- mówi i całuje mnie w polik.
  -Dziękuję- mówię, kiedy wręcza mi małe pudełeczko.- Co to jest?
  -Sprawdź sama- mówi i siada na sofie.
  Otwieram pudełko w którym znajduje się bransoletka. Jest to taki srebrny sznurek. Muszę przyznać, że jest piękna. Prosta, ale cudowna. Pierwszy trafiony prezent od Anny. Dziękuję jej jeszcze raz, zapina bransoletkę na nadgarstku i wychodzę na zakupy. Amanda jak zawsze czeka na mnie przed galerią z parującą na zimnie kawą. Uśmiecha się od ucha do ucha.
  -No to zakupy- prawie piszczy ze szczęścia.
  -No to zakupy- powtarzam próbując włożyć jak najwięcej entuzjazmu w te trzy słowa.
  -Zasada numer jeden- mówi podając mi jedną z kaw- ze mną na zakupach nie ma marudzenia. Powtarzam to już któryś raz z kolei.
  Tylko się uśmiecham. Gdy tylko automatyczne drzwi galerii się otwierają oczy Amandy błyszczą, jak diamenty na wystawie u jubilera. I już ciągnie mnie do pierwszego sklepu. Po ponad czterech godzinach chodzenia po sklepach, siadamy usatysfakcjonowane w KFC. Amanda wybrała dla mnie amarantową spódniczkę, czarny, obcisły top, czarną skórzaną kurtkę, czarne, wiązane obcasy. Sobie kupiła granatową sukienkę, bo uznała, że reszta się znajdzie w szafie. Jemy swój posiłek i zmykamy do domu Amandy. Lubię tam przebywać jest zawsze bardzo milo i rodzinnie.
  Przebieram się w ciuchy na imprezę. Amanda zabroniła mi patrzeć w lustro, dopóki mnie nie pomaluje. Czekam cierpliwie, aż skończy robienie sobie make-up'u i zajmie się mną. Nie trwa to długo, ponieważ moja przyjaciółka ma wprawę w takich rzeczach. Zamykam oczy i tylko czuję jak jej zwinne palce głaszczą moją twarz. Po kilkunastu minutach Amanda oznajmia, że skończyła i mogę zobaczyć się w lustrze.
  Z lustra patrzy na mnie obca dziewczyna. Jej już duże oczy wyglądają na jeszcze większe, ponieważ ma zrobione grube kreski. Cera obcej ma jednolity odcień, tylko poliki nie podlegają tej regule, są ciut zaróżowione, ale trzeba się przyjrzeć, aby to dostrzec. Dziewczyna wygląda na pewną siebie, wie, czego chce w życiu, jest zdecydowana. Tylko ja wiem, że tak na prawdę jest zamknięta w sobie, nikomu nie pozwala przeniknąć przez wszystkie warstwy swojej duszy, że jest zagubiona i nie ma swojego miejsca na ziemi. Tylko mi zdradza te tajemnice. Z szoku aż rozdziawiam usta. To jestem ja! Jak Amanda tego dokonała?
  -Dziękuję- mówię do przyjaciółki, która nawiasem mówiąc wygląda olśniewająco.
  -Tylko z tego szczęścia się nie popłacz, bo drugi raz nie narysuję ci tak równych kresek- wskazuje palce na moje oczy i się uśmiecha.
  Przytulam ją. Jeden z pierwszych razy ja to inicjuję. Czuję, że Amanda się uśmiecha.
  -Nie ma za co- szepcze w moje włosy.
  Na imprezie nie jest tak źle, jak myślałam. Potrafię się bawić! Odkrycie warte Nobla. Kilkoro chłopaków zaprosiło mnie do tańca, a kilku ciągle się na mnie gapi. Wypijam drinka z Amandą i idziemy bawić się dalej. Nie sądziłam, że będzie tak fajnie. Dopiero teraz czuję, że żyję. Chwilę przed wyjściem z klubu myślę, że muszę powtarzać to częściej. Amanda zostaje dłużej, więc wracam sama. Po kilku minutach podjeżdża do mnie samochód. Uchyla się szyba.
  -Ile bierzesz za noc?- pyta gość z samochodu, ma jakieś trzydzieści pięć lat i jak wskazuje rejestracja jest z Krakowa.
  -Nic, nie mam ochoty z Panem rozmawiać-- mówię ostro.
  -Nie musisz rozmawiać- mówi, śmiejąc się z mojego tonu.
  -Proszę odjechać bo zadzwonię po policję!- krzyczę i znowu przyspieszam, ale on znów przyspiesza autem.- Proszę zostawić mnie w spokoju!
  -Nie będziesz mi mówić co mam robić- mówi i przyspiesza, żeby zatarasować mi drogę.- Wsiadaj.
  -Nie- mówię i próbuję uciec, przeklinając w duchu obcasy.
  -Poje***e dz***i! Jeszcze myślą, że będę za nimi biegać- mówi i w tym samym momencie łapie za mój nadgarstek.
  Próbuję się wyszarpać, ale już trzyma mnie w pasie i ciągnie do samochodu. Nie mam szans, próbuję go kopnąć, ale zablokował mi nogi. A ręce trzyma w żelaznym uścisku. Wiercę się ale to nic nie daje. Jego auto stoi w bocznej uliczce, więc moje krzyki też nie pomagają. Rozszarpał mi rajstopy i... To bolało, coś, co powinno dawać radość i szczęście, dało mi kolejny powód do smutku. Po wszystkim wyrzucił mnie z samochodu, zostałam zgwałcona. Czuję się, jakby ktoś zabił kolejną część mnie i teraz nic już nie pozostało. Po mojej głowie plączą się czarne myśli. Ale jedyną rozsądną jest pójść na komisariat. Całe szczęście zrobiłam zdjęcie telefonem numerów rejestracyjnych. Mija jakaś godzina, kiedy w końcu potrafię się zebrać, żeby wstać. Pewnie sama bym się nie odważyła, ale jakaś dziewczyna mnie znalazła.
  -Co się stało?-pyta.-Jesteś zdrowa?
  -Tak, jestem zdrowa- mówię szlochając.- Pomożesz mi wstać?
  -Oczywiście- mówi dziewczyna, ma około dwadzieścia siedem lat. 
  -Mogłabyś wskazać mi drogę na komisariat?
  -W tamtą- mówi i pokazuje za siebie- ale nie ma mowy, żebyś poszła tam sama, podjadę z tobą, pal licho pracę.
  -Nie, nie dziękuję- mówię.- Chyba sobie poradzę.
  -Nie ma mowy. Wsiadaj do auta- mimowolnie się krzywię, ale na szczęście ona tego nie zauważa.
  Po kilku minutach jesteśmy na posterunku, dziewczyna pomaga mi wejść. Potem zajmują się mną policjanci.Mam ochotę tylko wziąć milion pryszniców, wyszorować się tak, aby zeszła skóra. Czuję się brudna. Fizycznie i psychicznie. Składam zeznania. Przyjeżdża tata i Robert. Przytulają mnie. Ale ja wszystko czuję, jak przez szybę, niby w tym uczestniczę, ale tego nie czuję. Wiem tylko, że ten dzień zmienił całe moje życie. Że jeszcze ciężej będzie zaufać.
  Gdy wracamy do domu, biegnę pod prysznic. Zużywam cały żel pod prysznic i szampon. Nadal czuję się brudna. Ciągle czuję jego łapy dotykające mojego ciała. Po bardzo długiej kąpieli idę do swojego pokoju. Myślę, że zasnę bez problemu, ale zmęcznie jest tylko złudzeniem.