czwartek, 27 sierpnia 2015

Rozdział 4

   Idę przez park. Przede mną biegnie mała dziewczynka i często odwraca się do mnie z szerokim uśmiechem. Ktoś trzyma mnie za rękę. Czuję się szczęśliwa. Dziecko podbiega i mnie przytula. Wtedy zauważam coś niepokojącego. Jestem w ciąży!
   Obudziłam się, to znaczy obudził mnie tata i Robert wbiegający do pokoju z szampanem i tortem, śpiewający, a może raczej fałszujący "Sto lat".
   Patrzę na zegarek. Równo dwudziesta czwarta. Postarali się, nie powiem.
   -Dziękuję- mówię i zaczynam płakać ze wzruszenia, a już myślałam, że tego nie potrafię- kocham was.
   -Wszystkiego najlepszego z okazji osiemnastych urodzin, córeczko!- krzyczy tata i całuje mnie w polik, po czym nalewa nam szampana.
   -Sto lat, sis!- mówi mój brat i przytula mnie tak mocno, że aż nie mogę oddychać.
   Wypijamy szampana i zabieram się do krojenia tortu. Mój sen cały czas nie daje mi spokoju, ale na razie staram się nim nie przejmować.
   Podczas jedzenia tortu wspominamy całe moje życie. Osiemnaście lat upływa podczas godzinnej rozmowy. Od porodu, podczas którego, jak się dowiaduję mama wrzeszczała ja szalona, a tata odcinał moją pępowinę, poprzez wszystkie szkoły, wakacje, wycieczki i inne wspaniałe historie opowiedziane z trzech perspektyw. Z naszych perspektyw. Naszej rodziny. Nie ma z nami Anny. Wróci za trzy-cztery dni. I całe szczęście. Przez myśl przemknęło mi zdanie, że pewnie szampan nie doczekałby północy, ale wolę nie mówić tego na głos, tacie było by przykro.
   Około pierwszej tata uznaje, że musi iść się położyć, ponieważ wstaje wcześnie. Na chwilę zostajemy sami z Robertem, który jeszcze raz składa mi życzenia. Chwilę potem zmyka i on twierdząc, że dzisiaj będzie pracowity dzień i puszcza do mnie perskie oko.
   Zostałam sama. Słyszę tylko ciche gryzienie karmy przez Stuarta. Ten dźwięk mnie uspokaja i pozwala na chwilę o niczym nie myśleć. Niestety tylko na chwilę. Zaraz przypomina mi się mój sen i już wiem, że zanim nie rozwiążę zagadki w nim ukrytej, nie da mi spokoju.
   Staram się odtworzyć w głowie twarz mężczyzny, który trzymał mnie za rękę. Jestem pewna, że patrzyłam w jego stronę, ale nie zapamiętałam jak wyglądał. Szkoda. Może już bym wiedziała, jak będzie wyglądał mój mąż, ojciec moich dzieci? Myślę o znaczeniu tego snu i obiecuję sobie, że sprawdzę to, jak tylko obudzę się rano. Nawet nie wiem kiedy zasypiam. Tym razem nic mi się nie śni.
   Wstałam o wpół do ósmej. Od razu sięgnęłam po mój już wysłużony telefon, który, na szczęście, ma wi-fi, aby sprawdzić znaczenie snu. Szczęście. Dziwny okres, zarazem pełen bólu, jak i szczęścia. No cóż, może być, śmieję się sama do siebie.
   Słyszę ciche pukanie do drzwi. Kiedy tylko powiedziałam proszę tata i Robert wparowali do mojego pokoju niosąc dwie tace pięknie pachnącego śniadania. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, jak jestem głodna, dopóki nie poczułam zapach jajecznicy z świeżych bułek. Tato usiadł na bujanym fotelu mamy, a Robert zaczął nakładać nam jajecznicę na talerze, oczywiście zaczynając od solenizantki, czyli ode mnie. Jajka były zrobione tak, jak lubię najbardziej, to znaczy nie do końca ścięte żółtko i do tego świeży szczypiorek. Jedliśmy i rozmawialiśmy, co jakiś czas popijając świeżo wyciśnięty sok z pomarańczy w wysokich szklankach. Mężczyźni dają mi chwilę dla siebie i mówią, że za czterdzieści pięć minut mam zejść na dół.
   Zapalam świeczki w łazience i wchodzę do wanny wypełnionej gorącą wodą. W całej łazience unosi się zapach lawendy, olejki eteryczne dodane do wody zawsze dodają kąpieli wyjątkowości. Piany jest tyle, że zaczynam się nią bawić jak w dzieciństwie. Biorę ją na ręce i zdmuchuję. Po pół godzinie uznaję, że już czas wyjść i się wysuszyć. Owijam się miękkim, beżowym ręcznikiem i zaczynam suszy włosy. Potem idę do mojego pokoju ubrać się i zrobić make-up. Normalnie się nie maluję, ale dzisiaj jest moja osiemnastka, więc mogę zrobić wyjątek. Zakładam białą, koronkową sukienkę z trzy czwartymi rękawami i czarne szpilki. Nie maluję się zbyt mocno, tylko kredka na powieki, aby oczy wydawały się większe i naturalny błyszczyk na usta. Mija dokładnie czterdziesta piąta minuta. Schodzę na dół nie wiedząc na co mam się przygotować.
   Jest tam cała moja rodzina. Babcia. Babcia i dziadek, który przyjechali aż z Gdańska. Gdy na nich patrzę przypominają mi się wakacje. Amanda i Staś, jej sześcioletni brat. Ciocia Iga, wujek Jarek i trójka ich szkrabów, Emilka, Gabryś i Lenka. Wujek Stefan, który przyleciał z Anglii. Ciocia Karolina z Adamem. Wszyscy tak mi bliscy są w jednym miejscu, to niesamowite. Każdy przepycha się do mnie składając życzenia i buziaki na polikach, dając kwiaty i prezenty, przytulając. Kiedy już każdy wykorzysta swoje pięć minut sam na sam ze mną oddala się w jakiś cichy kąt. Po życzeniach przenoszę się do salonu w którym stoi wielki tort w jak mniemam moim ulubionym smaku. Po odkrojeniu pierwszego kawałka już widzę, że tata i brat nie zawiedli na tym punkcie. Tort jest śmietankowo- karmelowy.
   Śmiejemy się i rozmawiamy. Jemy obiad, który nawiasem mówiąc jest świetny i dalej rozmawiamy. Jest cudownie. Nie sądziłam, że jeszcze kiedyś się tak spotkamy. Tak rodzinnie. U nas. Nigdy nie zapraszamy dużo gości, bo to przecież tylko "dodatkowe zarazki i brudy". Ale dziś się spotkaliśmy. I każdy jest szczęśliwy.
   Rozpakowałam prezenty. Od taty dostałam nowy telefon, co było na prawdę trafionym prezentem, bo stary już się sypał. Robert kupił mi zestaw olejków eterycznych w pięknym opakowaniu, parę świeczek, ręcznik z wyszytą w rogu datą urodzenia i bardzo miękki kocyk, o którym marzyłam, a zawsze szkoda było mi pieniędzy. Od babci otrzymałam szkatułkę, którą jak ją się otworzy zaczyna lecieć "Dla Elizy" Beethovena do której tańczy pięknie ozdobiona baletnica. Od dziadków, wujka Stefana, Cioci Karoliny, Adama oraz cioci Igi i wujka Jarka z maluchami dostałam aparat fotograficzny. Canon 60D. Czyli wszyscy wierzą w moje fotograficzne uzdolnienia, to bardzo miłe, dzięki nim będę miała jak się rozwijać. Od Amandy dostałam lampkę z grawerem, na której było napisane "W dniu osiemnastych urodzin, życzę Ci spełnienia wszystkich marzeń, Amanda", książki "Bóg nigdy nie mruga" oraz "Jesteś cudem" z osobistą dedykacją i cytatem w każdej z nich i jeszcze kupon na dowolnie wybrany film dla dwóch osób. Od dzieciaków dostałam kartki i laurki, a od trzy letniej Lenki kamyczek w kształcie serca. O wszystkich prezentach marzyłam od dawna. Moja rodzina mnie zna i wiedzieli, czego potrzebuję, za to ich kocham.
   Po całym dniu położyłam się spać i myślałam tylko o tym, jak kocham swoją rodzinę i Amandę.              

środa, 12 sierpnia 2015

Rozdział 3

   Nic nie odpowiedział. Postanowiłam dalej nie pytać, jeśli będzie chciał, to sam mi powie.
   Gdy rano zeszliśmy przygotować śniadanie, tata już siedział przy stole i czytał gazetę. Stół był nakryty. Wow.
   -Cześć dzieciaki! Co słychać? Nie mówcie, że nic, nie było mnie dwa tygodnie, coś fajnego musiało się wydarzyć- powiedział i uśmiechnął się do nas szeroko.
   Nie było go dwa tygodnie? Myślałam, że dwa miesiące. I nic ciekawego się nie wydarzyło, poza tym, że twoja żona nazwała mnie dz***ą. Tsa, łatwo pomyśleć, trudno powiedzieć. Za bardzo by go to bolało.
   -Hej- odpowiedzieliśmy równo z Robertem.- Jakoś leci- dodałam i odwzajemniłam uśmiech.
   Poszłam wstawić wodę na herbatę, a Robert w tym czasie zaczął rozmawiać z tatą o jakiś głupotach. Zastanawiałam się tylko gdzie jest Anna. Nie było jej w łazience, salonie, ani tu w kuchni. Może jeszcze śpi? Zawsze wstawała wcześnie rano. Postanowiłam zapytać o to tatę. Zaparzyłam herbatę i zaniosłam ją do jadalni.
   -Tato, gdzie jest Anna?- zapytałam.
   -Pojechała do swojej mamy do Wrocławia- powiedział i od razu zmienił temat.- Może poszlibyśmy dzisiaj do kina?
   -Super- powiedział Robert, przeżuwając kanapkę z serem.
   -Tato, nie zmieniaj tematu. Pokłóciliście się?- spytałam.
   -Taka mała sprzeczka- machnął ręką.- Zdarza się nawet w najlepszych małżeństwach.
   -To na co idziemy?- zapytał Robert.
   -Zostawiam wam wolną wolę- powiedziałam i uśmiechnęłam się.
   -Dobra synek- powiedział tata- wybieraj.
   -Słyszałem, że wszedł niedawno do kin fajny horror. Pasuje wam?- zapytał mój brat.
   -Jasne- odpowiedziałam.
  -Jeśli nie ma nic innego- powiedział tata i uśmiechnął się do Roberta.
  -No to horror- ucieszył się mój brat.
  Zjedliśmy śniadanie nie odzywając się do siebie. Nikt nie wiedział, co ma powiedzieć.
  -Dziękuję- powiedział Robert i złożył sztućce na talerzu.
  -Na zdrowie- odpowiedzieliśmy z tatą.
  -Może pójdę wziąć prysznic- powiedział i już go nie było.
  -Magda- zaczął ostrożnie tata- musimy porozmawiać na pewien temat.
  Przełknęłam gryz kanapki. I zaczęłam się denerwować. I to bardzo mocno. On zawsze jej wierzył.
  -Tak, wiem.
  -Czy to prawda, no wiesz, to co mówi Anna?
  -Nie- powiedziałam ostro- ona zawsze coś wymyśla, a ty jej zawsze wierzysz.
  -Wiem, że nie traktowałem cię dobrze przez ostatni czas, teraz chcę to nadrobić. Może ty przedstawisz mi swoją wersję?
  Pierwszy raz spytał o moją wersję. Miałam tak szeroko otwarte oczy, że myślałam, że zaraz mi wypadną.
  -Pierwszy raz pytasz o moją wersję- powiedziałam z niedowierzaniem.
  -Wiem, że popełniłem wiele błędów. A to był jeden z nich. Więc, jak było?
  -Rano jak wstałam Anny nie było w domu. Byłam umówiona z Amandą po lekcjach, żeby uczyć się do testu. Nie miałam jak o tym powiedzieć Annie, więc zostawiłam jej kartkę na lodówce. Wróciłam ok. dwudziestej do domu i poszłam do siebie. Wtedy usłyszałam jak woła mnie z dołu i dowiedziałam się o rzeczach, których nigdy nie robiłam.
  Im dłużej mówiłam, tym bardziej wyraz twarzy taty się zmieniał. Najpierw nie wierzył, potem była chwila zawahania, a na końcu chyba porównywanie obu wersji.   
  -Anna mówiła mi zupełnie co innego- powiedział i spojrzał mi prosto w oczy.- W waszych wersjach zgadza się jedynie to, że Anny rano nie było w domu.
  -Tato nigdy nawet nie była na dyskotece, czy imprezie. Jedyną osobą z którą mogę się spotykać jest Amanda. Anna zabrania nam przyjaźnić się z więcej niż jedną osobą. Nawet nie mogę zaprosić Amandy do siebie! Pewnie spytasz, dlaczego? Dlatego, że gdy wracam ze szkoły muszę znosić upitą macochę, która czepia się mnie o wszystko i wymyśla jakieś niestworzone historie o mnie, żeby się wybielić. Dlatego, że muszę pozmywać kupę naczyń i odkurzyć podłogi. Dlatego, że wstydzę się Anny.
  Zaczęłam płakać. Emocje wzięły górę. Nie chciałam tego robić. Nie chciałam pokazywać, że jestem słaba, ale widocznie jestem. Może ona jednak czasem ma rację?
  Tata podszedł do mnie i przytulił do siebie.
  -Nikt cię nie skrzywdzi- szepnął mi do ucha.